MINI ikona stylu

Jeśli jesteście jedną z tych osób, które uwielbiają cierpieć i znosić niewygody, na pewno jesteście wielkimi fanami MINI pierwszej generacji. Rozumiem Wasz zachwyt nad funkcjonalnością pierwowzoru. Jestem też świadom, że specyfika prowadzenia obecnego modelu może nie być tak dosłownym przeniesieniem z gokarta. Dla mnie obecny język stylistyczny jest znacznie lepszy.

Testując przez ostatnie tygodnie trzy modele MINI, nie odniosłem wrażenia, że prowadzę kłodę drewna.

Może się ze mną nie zgodzicie, ale mnie nie zależy na czuciu każdej dziury czy progu zwalniającego. Mimo, że pierwsze MINI są pełne uroku, nie chcę mieć wrażenia, że jadę starą skrzynką na narzędzia.

Muszę przyznać, że odbierając kluczyki do najnowszego MINI Clubman S, podchodziłem do niego odrobinę sceptycznie. Jego gigantyczne rozmiary zdawały się karykaturalne. Szczególnie kiedy mamy go nazywać “mini”. Jednak ponieważ jestem wzrokowcem i projektantem, nie kieruję się rozsądkiem w kwestii doboru samochodów. Specyfikacja w jakiej otrzymałem testowany samochód szybko zaczęła przeciągać mnie w na stronę fanów tego modelu. Pierwotnie ambiwalentne odczucia – wywołane podstawową wersją oglądaną podczas premiery modelu – stopniowo znikały.
Szczerze chciałem utrzymać swoje sceptyczne i prześmiewcze nastawienie. Okropne dwudzielne tylne drzwi z przerysowanymi, zezującymi światłami, stanowiły wodę na młyn sakrazmu. Jednak Clubman S został wyposażony w elementy, które perfekcyjnie trafiały na najbardziej podatny grunt – mojego wewnętrznego chłopca.

Może nie jest to typowy początek recenzji, ale zacznę od anteny umieszczonej na dachu pojazdu. Nie jest ona zwykłym odbiornikiem, nie jest też znanym z wielu innych modeli elemetnetem aerodynamicznym. Jest hipnotyzującym, fascynującym Zjawiskiem. MINI poszło o krok dalej. Umieścili w nim diodę, która pulsuje gdy zostawiamy auto na parkingu. Powiecie: “Banalna rzecz!”. Zgadzam się. Ale sprawia, że odwracacie się i zatrzymujecie, aby chwilę na nią popatrzeć. Może przesadzam, ale mój umysł nadaje jej cechy, których możliwe, że inni nie dostrzegają. Mnie kojarzy się ze statkiem kosmicznym, świetlnym oznakowaniem samolotu, czymś nietypowym w kategoriach postrzegania samochodu. Odczucie jakie wywołuje pozostaje, gdy siedzicie już wewnątrz pojazdu. Bo czujecie się jak pilot wielkiego liniowca, najnowszego Dreamlinera. Szczerze dziwię się, że MINI nie dodaje w pakiecie podstawowym stosownego uniformu lub choćby stewardessy.

W tylnej części znajdziecie ilość miejsca charakterystyczną dla klasy business, a bagażnik pomieści zestawy śniadaniowe, brunchowe, lunchowe, obiadowe, wystawną kolację i niezliczone przekąski na bardzo długiej międzykontynentalnej trasie.

Kolejnym świetnym zagraniem jest przetłocznie zaraz za przednim nadkolem. Dodaje dynamiki bocznej linii i zdecydowanie sprawia, że auto w kategoriach sportowych staje się atrakcyjniejsze. Moim zdaniem to perfekcyjne rozwiązanie stylistyczne, dzięki któremu dość długa sylwetka traci monotonność, wzmacniając proporcje.

Jeśli chodzi o prowadzenie – kolejne zaskocznie. Wspomnienie tatusiowatego kombi zniknęło wraz z wyjazdem z salonu. Pewnie, że można by wsadzić pod maskę jeszcze większy silnik. Ale 190-cio konna jednostka w modelu S, który testowałem, w zupełności wystarczał żeby zapomnieć o tym, że za fotelem kierowcy auto się nie kończy. Prowadzi się świetnie, zawieszenie tłumi nierówności drogi. Wykończenie wnętrza odzwierciedla kierunek, w którym zmierza obecnie Marka. Komputer pokaładowy pokrewny z BMW sprawia, że odbieracie auto jako rozbudowę funkcji swojego smartphone’a. Obsługa przebiega bezproblemowo, jest intuicyjna i nie sprawi kłopotu czterolatkowi.

Pikowane, skórzane, sportowe fotele Chester Indygo Blue przeniosą Was w świat komfortu, kiedy w kolorowej ferii barw centralnego wyświetlacza będziecie walczyć sami ze sobą, które ustawienie trybu jazdy wybrać. Każde powiązane z indywidualnym zestawieniem kolorystycznym centralnej konsoli. Każde charakteryzujące się inną reakcją samochodu. Każde niczym gra video, w której staracie się nie zawieść komputera pokładowego i stać się mistrzem eko prowadzenia. Bądź też realizujecie swoje muzyczne aspiracje, odszukując wszelkie basowe tony, jakie jest w stanie wyemitować wydech i turbiny w trybie “SPORT”.
Ten ostatni sprawił, że w kwestii spalania użycie określenia “nieznacznie” może wprowadzać w błąd. Ale spójrzmy na to przez pryzmat antystresowej terapii dźwiękiem. Takie rzeczy muszą kosztować.

A co z wspomnianą na początku tekstu niechęcią do dwódzielnych tylnych drzwi? Po dogłębnym przemyśleniu, wzięciu pod uwagę do jakich wartości stylistycznych odwołują się projektanci MINI Clubmana, stwierdzam że to świetny zabieg stylistyczny. Forma ta znana jest szczególnie w Stanach, gdzie narodziła się idea nadwozia typu ‚station wagon’, wywodzącą się z czasów kiedy kolej była motorem napędowym gospodarki. Jednocześnie łatwo doszukać się powiązania z bogato rozwiniętą kulturą, skupioną wokół kolei w historii Wielkiej Brytanii.
Pomijam oczywisty fakt jak praktyczne okazało się to rozwiązanie przy załadunku wszelakich wielkogabarytowych obiektów. A co najlepsze, otwarte przypominają czaszę spadachronu podczas hamowania w pojazdach typu ‚dragster’. Sądzę że to nie przypadek.

Przesiadając się z Clubmana i zasiadając za kierownicą Coopera, byłem w wyśmienitym nastroju. Jego ‚Vulkanicznie pomarańczowy’ kolor idealnie wpisywał się w słoneczny, acz mroźny poranek. Nie wiem czy to zasługa brzmienia Clubmana czy ubywająca faza księżyca, bo żólty kolor – delikatnie mówiąc – nie jest moim ulubionym. Jednak wizualna specyfikacja tego najmniejszego z modeli w ofercie sprawiła, że pisząc ten tekst zastanawiam się, jak sprawić żeby wrócił z powrotem na mój podjazd.

Siedemnastocalowe, czarne, błyszczące obręcze ‚Cosmos Spoke’ doskonale komponowały się z ciemnymi osłonami nadkoli i jaskrawym lakierem. Ten samochód totalnie zawładnął moim umysłem, a nie jest to wcale łatwe. W sumie sam jestem zaskoczony, ale ten model miał coś w sobie, co momentalnie nas zespoliło. Już na pierwszych metrech odezwał się sportowy duch MINI. Manualna skrzynia, niski środek ciężkości, trzymanie się drogi – zachęca do psot. Mały, zwinny, drapieżny. Jeśli lubicie kino – momentalnie przenosi Was na plan ‚Włoskiej roboty’.
Może wydać się to absurdem, ale czułem się za kierownicą niemal w ten sam sposób co niedawno testując AMG GTS. Mam wrażenie, że barwa lakieru miała znaczący udział. Ale uwierzcie mi, mógłbym na niego patrzyć godzinami. Wnętrze utrzymane w całkowitej czerni, zróżnicowane fakturą wykorzystanych materiałów w magiczny sposób działa na zmysły. Matowe powierzchnie paneli bocznych drzwi, sportowe fotele ‚Black Pearl Carbon Black’ – co za nazwa, szaleństwo. Chromowana biżuterią uchwytów otwierających drzwi czy pierścieniami podkreślającymi wizualnie takie elementy jak centralny ekran, manipulatory w panelu centralnym, prędkościomierza czy środkowej części kierownicy. Wszystko doskonale dopełnia wykończony w połyskliwej czerni ‚greenhouse’ z zewnątrz.
Każdy przejechany metr i sekunda spędzona w otulinie z przestrzeni kosmicznej sprawia, że zaczynacie coraz bardziej pożądać tego samochodu. Świetnie prezentuje się w miejskiej zabudowie. Idealny do leniwych ‚spacerów’ po ścisłym centrum. Nie można powiedzieć, że pozostaje niezauważony i nie ma znaczenia czy karoseria będzie jaskrawa. A na otwartej przestrzeni? W pełni rozpościera skrzydła z logo Marki. Szczególnie, gdy znajdziecie kawałek polnej drogi z niezłą nawierzchnią i dodatkowymi atrakcjami w postaci wzniesień.
Moim zdaniem jest to najbardziej uniwersalny model o najszerszej grupie odbiorczej. Można nim wybrać się mecz tennisa lub pograć w golfa. Można skoczyć na szybką przejażdżkę z Dziewczyną lub zaoferować eleganckie wyjście do opery.

Jeśli jednak zależy Wam na bardziej komfortowej i ergonomicznie wyższej pozycji przy wsiadaniu i załadunku dlaczego by nie wybrać MINI Countryman? Koniecznie w muskularnej i skupionej wizualnie bryle pakietu John Cooper Works S. Dzięki widocznym zabiegom stylistycznym, auto nabiera dynamiki.

Testowany model, utrzymany w kombinacji bieli i czerni kolejny raz nasuwa mi na myśł odwołania do literatury Science Fiction. Nie jestem zdecydowany czy bardziej do ‚Storm Trooperów’ z ‚Gwiezdych wojen’, czy ‚Thorgala’. Ci którzy pamiętają symbol z macierzystej stacji głównego bohatera, odnajdą go z łatwością w grafice na masce.

W typowy dla siebie sposób MINI kombinacją czerni górnej części pojazdu odsuwa ją wizualnie w dal, tym samym skupiając ciężar pojazdu bliżej nawierzchni. Dodaje to lekkości bryle, ale i optycznie zachowując charakter w typie mini.

Nie będę utrzymywać, że to MINI jest ‚mini’. To pełnowymiarowy, stylowy, komfortowy samochód. Na pewno nie mizerna karykatura, jaką proponuje nam „konkurencja” z Turynu. Podobnie jak w wspomnianych wcześniej egzemplarzech, odnajdziemy w nim odwołania do historycznych modeli. Mocna, skośna linia biegnąca od górnej krawędzi słupka ‚A’ wzdłuż linii przedniej szyby, została w mistrzowski sposób wykorzystana do „ukrycia” kierunkowskazów. Wyseparowane dzięki temu zabiegowi nadkole i maska stanowią czystą powierzchnię, ozdobioną jedynie otworami na przednie światła. Ich forma nasuwa wspomnienie okularów Audrey Hepburn w filmie ‚Śniadanie u Tiffaniego’.

Odrobinę naburmuszony górny wlot powietrza, równoważy łagodny „uśmiech” na dole, dopełniony matową listwą w czerni. Jej wysunięte partie w krańcowych momentach obniżają, wzmacniają i stabilizują wizualnie bryłę, jednocześnie stanowiąc graficzną całość z osłonami nadkoli.

Mimo wszystkich wzorniczych akcentów stanowiących o atrakcyjności modelu, nie odniosłem wrażenia, że traci na swej użyteczności w trudnym terenie. Wszystko jest tak przemyślane, abyście nie zaprzątali sobie głowy ewentualnymi otarciami czy zgubionymi osłonami, mknąc przez zimową scenerię leśnej drogi. Nie miałem najmniejszego problemu z podjazdami, zaspami, zabłoconymi szutrowymi ścieżkami. Może miałem nieco wyrzutów sumienia, ze względu na brud. Ale kiedy podczas wizyty na myjni strumień wody odkrywa śnieżnobiałe, niezwykle zmysłowe krzywizny, ukryte pod warstwami błota i drogowego pyłu na nowo stopniowo poznajemy fenomenalną geometrię auta.

Podsumowując, Countryman jest solidnym facetem, który nie boi się ciężkiej pracy. Jest przysadzisty, stabilny i przyklejony do drogi.
Poprzez gabaryty odniosłem wrażenie, że grupą u której Countryman cieszy się największą atencją, są ludzie dojrzali. Może doceniają wynikającą z proporcji wygodę? Poczytują go jako odpowiednio wysoki? Z pewnością sprawia wrażenie samochodu, na którym można polegać w każdych warunkach (co czyni bez zająknięcia). Może po prostu uważają, że spełni ich wymagania, a jednocześnie jego aparycja zaskarbi sobie aprobatę młodszego pokolenia? Pewne jest to, że doskonale będzie się prezentować przed podmiejską rezydencją, ale i sprosta wyzwaniom betonowej dżungli.

Pomijając te socjologiczne rozpatrywania, jestem przekonany, że mianownikiem łączącym starszych i młodszych użytkowników Countrymana S JCW jest tryb ‚Sport’. Wzbudza uśmiech radości. Każda redukcja przy dwóch tysiącach obrotów wzbudza salwy armatnie oraz gardłowy bulgot, wydobywający się z podwójnego, chromowanego wydechu. Pół nocy będziecie jeździć i szukać tuneli, wąskich uliczek, nasłuchując symfonii wystrzałów, salw pomruków. Aspekt ten łączy go z Clubmanem S. Co mnie szczegołnie cieszy, bo w najbliższych miesiącach nastąpi premiera najnowszej generacji Countrymana, gdzie poza odnowioną bryłą zewnętrzną, dostaniemy równie ekscytujące wnętrze.

PS. Przed chwilą napisał do mnie serdeczny Przyjaciel i znany fotograf:
“Fryderyk nienawidzisz żółtego koloru??? To najmodniejszy kolor 2017!”
Czy wszystkie siły natury nakłaniają mnie do kupienia MINI?
Dzięki dzięki @jakubplesniarski

Fryderyk Zyska

Leave a Reply

*