Porsche 911

Picasso kiedyś powiedział, że artysta nigdy nie jest w stanie skończyć swojego dzieła. Jeśli uzna je za skończone – zabija je. Uważam, że podobny mechanizm możemy odszukać w motoryzacji.

Koncerny starają się kreować indywidualny język stylistyczny, aby tworzyć więź z odbiorcą. Zwykle ogranicza się to do rzeźby atrapy grilla czy kształtu reflektorów. Ale jedna marka wyróżnia się w szczególny sposób. To producent, który fundament relacji z odbiorcą zbudował na modelu zaprezentowanym w 1963 roku. Źródła bryły odnajdziemy znacznie wcześniej, gdyż inspiracji do powstania 911 (o jej stylistyce będzie ten felieton) należy szukać w modelu 356 z 1948 roku.

To samochód – dzieło sztuki – jednakowoż inżynierskiej i stylistycznej. Dopracowywany przez lata, stabilny i zmierzający w dawno zaplanowanym celu. To nieprzerwanie trwający proces projektowania. Starannie pielęgnowany i rozwijany przez kolejne pokolenia artystów.
Choć nie brak głosów krytyki. Zarzucają oferowanie przestarzałej, wyeksploatowanej bryły. Oskarżycielskim tonem posądzają markę o wciskanie swoim klientom od lat tego samego samochodu.

Ale czy słusznie? Trwanie przy własnym języku stylistycznym powinno budzić zaufanie. Czyż nie cenimy dzieł ponad wartość farby i płótna, ponad wagę kamienia, z którego zostało uwolnione? W ten sposób chciałbym myśleć o 911. Jako o dziele sztuki, zbiorze wartości. Z tym tylko wyjątkiem, że dzięki temu, że jest to przedmiot użytkowy, mogli się nim cieszyć nasi ojcowie a teraz i my.
To dziecięce marzenie o wspaniałym samochodzie, uzupełniane sukcesywnie w nowoczesną technologię. Ten samochód dorasta wraz z użytkownikiem. Towarzyszy nam od młodzieńczej fascynacji po dojrzałą radość obcowania z tym autem w pełni. To Chanel No.5 stylistyki samochodowej.

Myślę, że indywidualny rozwój poczucia estetyki każdego z nas uwarunkowany jest w równym stopniu tym, jakimi wzorcami nasiąkniemy w dzieciństwie. Archetypy jakie przyjmiemy – determinują nasze wybory w przyszłości. Porsche szczególny nacisk kładzie na ten aspekt projektowania i obcowania z produktem. Celem było stworzenie formy, przywołującej pozytywne skojarzenia. Każdy element ma budzić emocje związane ze sportowym dorobkiem firmy. Podobnie jak wysoce rzeźbiarska sylwetka. Ogólne proporcje i rozlokowanie najważniejszych dla nich elementów towarzyszy marce od pierwszego modelu.

Kształt przedniej szyby praktycznie nie uległ zmianie. Delikatna krzywizna bocznych okien, za którą w zmysłowy sposób chyli się ku tyłowi linia dachu, przyczyniły się do powstania powszechnie rozpoznawalnej ikony. Podobnie jak koliste przednie reflektory, podkreślone delikatnym poziomym uderzeniem linii zderzaka, kierunkowskazów, halogenów i wlotów powietrza.
W tym samochodzie ciężko o dramatyczne, nieprzyjemnie geometryczne formy. Wszystkie panele potraktowano lekką, subtelną, zmysłową linią. Każda z nich finezyjnie ujawnia się naszym oczom i równie niepostrzeżenie znika. Dzięki takim zabiegom samochód wydaje się idealnie wyważony wizualnie, tworzony siłami natury a jego bryła budzi poczucie lekkości i stabilności.

Jego „twarz” jest skupiona i pełna opanowania. To nie jest pełny wulgarnych krzywizn i cięć bandzior. Ten samochód to ktoś, z kim chcemy spędzić przyjemne popołudnie, ciesząc się każdym metrem pokonywanego dystansu. Ktoś na kim możemy polegać, że w odpowiednim momencie ujawni swój prawdziwie sportowy charakter.

Dodatkowo fascynuje fakt, że Porsche przy projektowaniu swoich nadwozi z wielkim pietyzmem podchodzi do architektury światła. Proces projektowy zaczyna się od dopracowania odbić świetlnych na karoserii. Niezwykle ważne jest to, w jaki sposób samochód będzie się prezentował o różnych porach dnia. Jak będzie zespalał się z otoczeniem i wykorzystywał rozbłyski świetlne, aby wzmacniać i podkreślać swoje najważniejsze rytmy, krzywizny i wypukłości.

Te odczucia tworzą więź, jakiej chyba nie udało się stworzyć innemu producentowi. Bez względu czy jest to 911 pierwszej generacji czy tegoroczne wcielenie ikony – ładunek emocji jest podobny.
Jako dziecko dostałem w prezencie czerwone, zdalnie sterowane Porsche 911 Turbo (965). Było w nim coś tak niesamowitego, co sprawiło, że do dziś dzień nie jestem w stanie o nim zapomnieć. Miałem okazję jeździć modelem z 1985 roku i wnioski wyciągnąłem następujące: chcę mieć pełnowymiarową wersje zabawki z dzieciństwa, ale do jazdy codziennej – wcielenie z XXI wieku.
Mody przemijają, nowsze modele zwykle wypychają w zapomnienie swych poprzedników, lecz nie 911. W tym przypadku każdy model jest naznaczony ponadczasowym pięknem.

Fryderyk Zyska

Więcej zdjęć i materiałów znajdziesz:

Instagram/Facebook/YouTube/Tweeter:
@zyskastyling

Leave a Reply

*