Rób to, co kochasz, wierz w siebie, słuchaj własnej intuicji i nie bój się podejmować decyzji, których inni nie rozumieją.

O szczęśliwych dziecięcych wspomnieniach, dzięki którym w dorosłym życiu odnajduje się radość nawet w chwilach trudnych, rozmawiam z Karoliną Szulęcka-Streer – od przeszło 10 lat zajmującą się marketingiem najbardziej luksusowych marek motoryzacyjnych na świecie… w tym Ferrari, Pagani, Bugatti oraz odpowiadającą za rozwój konceptu La Squadra.

Fryderyk Zyska: Jakie jest Twoje pierwsze motoryzacyjne wspomnienie?

Karolina Szulęcka-Streer: To może głupio zabrzmieć, ale dla mnie pierwsze wspomnienia motoryzacyjne to Fiat 126p i guma Turbo….ach, i karteczki! Biały Maluch to pierwszy samochód moich rodziców – nigdy nie zapomnę, jak czteroosobową rodziną (plus duży pies), pakowaliśmy się do tego samochodu i jechaliśmy na miesięczne wakacje…

Jak teraz o tym pomyślę to łapię się za głowę. Zwłaszcza, że aktualnie sama posiadam Maluszka i z perspektywy dorosłej kobiety to raczej „pudełko na zapałki” niż samochód. Guma Turbo znowu była przeze mnie zjadana w ilościach hurtowych – kochałam ten okropnie słodki smak, ale jeszcze bardziej obrazki samochodów, które wtedy były dla mnie niczym statki kosmiczne. A karteczki – to była walka o te najrzadsze… ale po to, aby wymienić je na te ze zwierzątkami😉

F: Czy nad Twoim łóżkiem w dzieciństwie wisiał jakiś plakat motoryzacyjny? Czy jakiś samochód wywarł na Tobie tak wielkie wrażenie, że powraca stale we wspomnieniach?
K: Plakatów raczej nie miałam. Generalnie jako dziecko raczej byłam mocno minimalistyczna. Nie wiem skąd, nie pamiętam w sumie, ale zawsze kochałam czerwone samochody. Moim wymarzonym, chociaż kompletnie nierealnym marzeniem było Ferrari 250 GTO. Mój tata zawsze powtarzał, że mam drogi gust😉

F: Jakie auto byś wybrała, gdybyś kierowała się sercem, a nie rozsądkiem?
K: Ja generalnie w życiu kieruję się sercem. Rozsądek jest moim doradcą i pilnuje, zanim zrobię kolejny krok. Ale wybiera serce. Pewnie dlatego – tak o sobie sama powtarzam: „Jestem dumną właścicielką czerwonego Fiata 126p”. Niedawno wraz z mężem kupiliśmy Fiata Pandę 4×4 serii Val d’isere. Kocham samochody z historią, z duszą. Dla mnie 126p to sentyment z dzieciństwa, zaś Panda 4×4 to klasyka motoryzacji w wydaniu, na które mogę sobie pozwolić, a które ma potencjał wzrostowy, jeśli chodzi o wartość. I jest po prostu świetną zabawką do jazdy offroad.

F: Co sprawiło, że zwróciłaś spojrzenie w stronę motorsportu?
K: Przypadek, totalnie szczerze. Wierzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Tylko efekty zazwyczaj przychodzą po czasie. Tak jest w moim wypadku. Zawsze lubiłam samochody, ale znam może kilka osób, które aut nie lubią. Na konferencji, którą kiedyś organizowałam poznałam mojego przyszłego szefa, Jakuba Pietrzaka, który szukał dynamicznej, ale zorientowanej na biznes osoby do marketingu. Ja pracowałam wtedy w Krakowie i byłam na etapie potrzeby zmiany. Lubię wyzwania, więc myślę, że wpadliśmy na siebie w odpowiednim dla nas miejscu i czasie. To była zatem pierwsza przyczyna.
Druga zaś to… znowu event😊 Podczas imprezy już motoryzacyjnej, którą organizowałam, poznałam mojego przyszłego męża. Okazało się, że jest świetnym kierowcą rajdowym, kocha rowery… i w sumie to nas połączyło. Na jedną z pierwszych randek zabrał mnie na tor szutrowy, gdzie ze stresu dostałam szczękościsku, kiedy bokami „latał” Renault Clio. I tak się zaczęło (śmiech).

F: Z jakimi wyzwaniami się spotkałaś, o istnieniu których nie wiedziałaś przed obraniem tej drogi?
K: Kariera to duże słowo, dopiero raczkuję i mam dużo rezerwy i szacunku do tego słowa. Bardzo chciałabym kontynuować starty w rajdach, ale to wiąże się z dużymi budżetami. I to chyba największa bariera – mogą być chęci, może być talent, może być praca, ale prawda jest taka, że nie mając możliwości finansowych trudno jest faktycznie rywalizować na pewnym poziomie. Mam też dużo szczęścia, że otaczają mnie ludzie z pasją, którzy mogą i chcą mi pomóc – a zatem mogę rozpocząć a co będzie dalej – zobaczymy.
Kolejna rzecz, jeśli chodzi o ograniczenia to organizując swój pierwszy, zawodowy start a jednocześnie pracując na pełnym etacie zrozumiałam, ile energii, ile nerwów, ile pracy kosztuje przygotowanie się do startu. Praktycznie w dwa tygodnie schudłam ponad 2kg, bo od rana do nocy byłam w ruchu: 8h pracy plus dojazd do stajni, z której wynajmowaliśmy samochód, projekty oklejenia samochodu, skompletowanie ciuchów (co nie jest łatwą sprawą mając ograniczenia budżetowe i będąc dość drobną kobietą), dogranie warunków ze sponsorami… i wiele kłód, które w międzyczasie wpadały pod nogi. Jestem waleczna, więc się nie poddałam, ale zrozumiałam, ile to pracy i wysiłku, więc naprawdę każdy sportowiec powinien czuć się dumny, mogąc robić to, co kocha.

F: Najbardziej mrożące krew w żyłach wydarzenie?
K: Dachowanie Polonezem Caro. Pamiętam go, ciemny zielony Polonez kuzyna. Od tej pory nienawidzę wręcz jazdy „wężykiem”, bo przez takie manewry wylądowaliśmy wtedy w rowie dwukrotnie dachując, a nowy samochód poszedł do kasacji. I znowu – walcząc ze swoimi słabościami – postanowiłam jeździć w rajdach jako pilot. We mnie dużo skrajności jest.

F: Co daje Ci największą przyjemność w świecie sportów motorowych?
K: Wyzwania, rywalizacja, walka ze słabościami i bycie kobietą w męskim świecie. Pomimo, że nie lubię określenia „męski świat”, bo panowie nie uzurpują sobie praw do niego, to jednak nas kobiet jest mało, według mnie zdecydowanie za mało. Mój charakter każe mi walczyć ze stereotypami, czasem iść pod prąd, ale wierzę, że to dużo uczy i daje duży szacunek i dystans do życia.

F: Jakiej życiowej rady udzieliłabyś sobie 20 lat wstecz?
K: Sobie i każdej osobie o 20 lat młodszej powiedziałabym to samo: rób to, co kochasz, wierz w siebie, słuchaj własnej (!) intuicji i nie bój się podejmować decyzji, których inni nie rozumieją.

Rozmowa odbyła się 26-ego Marca 2023 roku, Kraków/Katowice.

Koniecznie zajrzyj na profil
Zyska Styling instagram
Zyska Styling facebook

Zapraszam. Fryderyk Zyska

Leave a Reply

*